„Kopia paryskiego metra w kawałkach” to dramat o przestrzeni, tyle że zatłoczonej, o ludziach spoza roju, żyjących pod ziemią, wymazanych z ulic, o wykolejeńcach z własnej woli. Dramat pisany z niebezpieczną myślą wycieczki poza oswojony świat, bez wyraźnej potrzeby powrotu, wstępowaniu w dół. Dramat o słuchaniu historii osób, których nikt nie pyta o zdanie.
W swoim pierwotnym zamyśle tekst miał na celu stworzenie dramaturgicznego obrazu Europy oczami Polki – Kamili, która wyrusza do Paryża i zostaje <<uwięziona>> w podziemiach. Uzyskanie owego obrazu miało nastąpić poprzez przedstawienie historii wędrówki Kamili i osób, które poznaje. Dramat opisywał współczesnych ludzi, którzy żyją w metrze. Metrze-strupie pokrywającym ranę, jaką jest metropolia i określającą jej granice. Bohaterami/ bohaterkami nie były postacie wiodące spektakularne życie, raczej to ludzie zmuszeni do przymusu, konformizmu, kłamstwa, dziwactw, do toczenia swojego życia wbrew trudnym, nieokreślonym prawami życiu. Mogliby powiedzieć: „chcemy życia w miejscu, w którym nie ma zagrożenia, ale jest głębia”. Metro to dom? Raczej narzędzie, które nie zagraża, ale co z domem/narzędziem, którego przecież nie obchodzimy?
Struktura tekstu przypomina strukturę metra z jego stacjami i łączeniami pomiędzy nimi, z całą uporządkowaną i jednocześnie chaotyczną siecią.
Kopia paryskiego metra w kawałkach na Metaforach Rzeczywistości 2012
Metafory Rzeczywistości 2012. Konkurs poświęcony polskiej dramaturgii współczesnej
Jury V edycji konkursu poświęconego polskiej dramaturgii współczesnej Metafory Rzeczywistości 2012 w składzie: prof. dr hab. Przemysław Czapliński (literaturoznawca), Łukasz Drewniak (krytyk teatralny), Paweł Szkotak (reżyser, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Polskiego w Poznaniu) zakwalifikowało do finału konkursu trzy dramaty:”Kopia paryskiego metra w kawałkach” Marty Sokołowskiej, „Wieczny kwiecień” Jarosława Jakubowskiego i „Zażynki” Anny Wakulik.
Źródło: dziennikteatralny.pl
KOPIA PARYSKIEGO METRA W KAWAŁKACH
mówi autorka Marta Sokołowska: – Tekst powstał pod wpływem mojego pobytu we Francji. Po powrocie z Paryża zwróciłam się do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z wnioskiem o przyznanie mi stypendium. Projekt miał na celu stworzenie dramaturgicznego obrazu Europy oczami Polki – Kamili – która wyrusza do Paryża i zostaje „uwięziona” w metrze. Miał to być tekst o ludziach, którzy się pogubili. Moi bohaterowie żyją w metrze. Nie wiodą spektakularnego życia. Mogliby powiedzieć: – Chcemy życia w miejscu, w którym nie ma zagrożenia, ale jest głębia. Metro to dom? Raczej narzędzie, które nie zagraża. Ale jak traktować narzędzie, któremu jesteśmy obojętni?
mówi reżyser Bartosz Zaczykiewicz: – Przygotowanie pokazu dla Metafor Rzeczywistości ma pewne szczególne cechy, na ogół rzadko spotykane. Mamy żywego autora, mamy żywy, „jeszcze ciepły”, nieokrzepły dramat, mamy formę przekazu polegającą na jego czytaniu… Towarzyszy nam świadomość, że jesteśmy jak krawiec, który ubiera młodziutką pannę na pierwszy bal, od którego wiele w jej życiu zależy. Zupełnie szczególną, „osobniczą” cechą jest wreszcie forma tego dramatu, nad którym pracujemy. Roboczo określam go jako poemat dramatyczny. Nadanie scenicznego ciała, struktury temu utworowi, kryjącemu niezliczone zakamarki i możliwości (faktycznie, jak gargantuiczne metro Paryża) to podstawowe zadanie dla realizatorów. Trochę w tym szaleństwa, ale – jak mówią – nie ma ryzyka, nie ma zabawy…
Michał Kmiecik: „… tekst Marty wydaje mi się szalenie ciekawy i poplątany tak, jak mapa tytułowego metra. I dobrze by było, żeby na tym jednym czytaniu nie skończyła się jego kariera” (Portal e-teatr.pl).
Fragment tekstu
XXXVII. Oplatające metro rury ciepłownicze stanowią zagrożenie
rury ciepłownicze oplatają metro, planowane jest ich jeszcze lepsze zabezpieczenie przed ewentualnymi poparzeniami, przez wybuchem gazu, przed jakimś niebezpieczeństwem groźnym w skutkach
XXXVIII. To wciąż trwa
we wait, mówi Vil drukowanymi literami i przeciąga palcami po gardle
[głowa dużego państwa w towarzystwie pani VV wizytują metro w celu dołączenia metra do licznych prywatnych posiadłości, wysp, linii lotniczych, dróg, parków, terenów, mostów, dzielnic pani VV]
XXXIX. konie w metrze
tysiąc koni szwenda się po torach i peronach, we wszystkich kolorach i wzorach, najwięcej czerwonych, są też czarne
zebrali nas na stacji Châtelet-Les Halles, część przyszła po bon na jedzenie i zniknęła
czego pragniesz??? napisano na każdej z pięciu kartek, które wzięłam z polskiego stoiska. Pięć razy pragniesz czegoś
MER PARYŻA: wielkim zaszczytem dla nas wszystkich jest dzisiejsze spotkanie
bo to jest spotkanie!
spotkanie tych, którzy się mijają i niewiele o sobie wiedzą
widząc to mijanie i ubolewając nad tym, że nie pozdrawiamy się prostym dzień dobry, jak w społecznościach, które się szanują i lubią, my na górze postanowiliśmy dowiedzieć się czegoś o was, dlatego zadajemy wam podstawowe pytanie ludzkie
odpowiedzi odczytamy komisyjnie i adekwatnie się odniesiemy
zapewniamy, że żaden głos nie zostanie zignorowany, żadne słowo nie wyda się nam śmieszne i niewłaściwe, a ci, którzy nie posiedli sztuki pisania, cóż, kredki dostępne są przy każdym stoisku
[nawet bezdomni muszą wykazywać się inwencją, żeby przeżyć]
nie jesteście bezdomni, Francja jest waszym domem
[zamieszanie, żandarmi]
oddaję głos najważniejszemu gościowi
[prezydentowi Francji
nie mogliśmy dłużej czekać, zaczęliśmy z kilkugodzinnym opóźnieniem
ci biedni ludzie stoją tu od rana]
PREZYDENT FRANCJI: z dumą zarezerwowaną dla obywatelek i obywateli Francji witam wszystkich, pozwólcie, że na wstępie pogratuluję merowi Paryża i jego zespołowi
a także wolontariuszkom i wolontariuszom
dziennikarkom i dziennikarzom
obywatelkom i obywatelom Francji
mieszkankom i mieszkańcom Paryża, za przygotowanie i zorganizowanie tego wyjątkowego spotkania, wyjątkowego nie tylko w skali Francji, ale w skali świata
naszym celem jest zwrócić się do siły, bo jesteście siłą, chcemy, aby ta siła się otworzyła, uaktywniła i upozytywniła
wytężcie umysły wytężcie serca
chwytajcie za długopisy
piszcie w hołdzie kulturze, która jednoczy trwalej niż zasiłki
[dostali instrukcje?]
AND: ale co pisać?
PREZYDENT FRANCJI: macie marzenia? Macie pragnienia? Macie pomysły?
jeżeli nie macie, to znaczy, że nie jesteście ludźmi
a ja widzę przed sobą ludzi
[jesteście ludźmi?]
skoro jesteście ludźmi, skoro myślicie, śnicie i marzycie, to przelejcie to na papier
[jedyne, czego nie możemy wam dać i nie chcemy to czas liczony do przodu]
AND: ale co dokładnie mamy przelać na papier?
PREZYDENT FRANCJI: jak się nazywasz?
AND: And
[gdy byłem dzieckiem, chodziliśmy nad jezioro, zimą całe skute lodem. Robiliśmy zawody, kto dalej odejdzie od brzegu. Szliśmy śmiejąc się, a spod nóg co jakiś czas rozlegał się szept puuuuch, z prawa, potem kilka kroków i puuuuch z lewa, znowu kilka kroków i takie szuuuuch z przodu, czyli już grubszy lód pękał, zerkaliśmy na boki i na siebie, zanim usłyszeliśmy ciche długie fuuuuuuuuuuuuuuuuch, trzeba było wiać ile sił w nogach, potem na brzegu sprzeczaliśmy się, kto zaszedł dalej]
PREZYDENT FRANCJI: And, proste pytanie, co pragniesz mieć?
AND: to znaczy na przykład?
PREZYDENT FRANCJI: co na przykład?
[na przykład konie ujeżdżane w pędzie, galopem, kłusa, stępa, wytworna woltyżerka, skoki przez przeszkody, stajnia pachnąca sianem, koniuszy i stajenny do posług, uprzęż, frak, cylinder, bryczesy, plastron, rękawiczki, czarne przylegające buty i ostrogi, ogiery czystej krwi maści skarogniadej albo kare, polowanie, targi, czeki]
nie zmarnujcie szansy, wykorzystajcie czas właściwie i pamiętajcie, że ograniczają was jedynie granice kartki, pamiętajcie o dokładnym opisie
[zachęcamy do karnego stania w ogonku
liczenie ciał]
XL. Philibert Aspairt
KAMILA: boję się, że wyjdę na Denfert Rochereau, muszę się cofnąć
[ja już nawet nie wiem, czy jestem w metrze, mam tylko nadzieję, że nie wypuściłam się zbyt daleko. Ale to światło jest przedziwne
doszłam do kamieniołomów już? Tak szybko?]
PHILIBERT ASPAIRT: przepraszam
mogłaby panienka przekazać Elizabeth, że jestem tutaj?
znam ją i wiem, że tęskni, że zastanawia się, gdzie ja jestem. Znam ją dobrze, gdy wychodziłem, pytała zawsze, kiedy wrócę i żebym uważał na siebie. Nie wpadnij pod końskie kopyta, nie daj się złapać żandarmom, niech nie zbałamuci cię jakaś ladacznica, niech droga prowadzi cię do najdroższej Elizabeth. Nie fatygowałbym panienki, ale ja już nie mam możliwości, jak wszedłem tak nie mogę za cholerę stąd wyjść.
KAMILA: to pana żona?
PHILIBERT ASPAIRT: nie mieliśmy dzieci, to znaczy ona miała dwie córki, gdy się poznaliśmy, one były już prawie dorosłe, nie obchodziłem ich, choć one obchodziły mnie. Ze szpitala przynosiłem im jedzenia, czasem ktoś mi dał jakiś drobiazg, za służbę Panie Aspairt! To dla pana, za pana oddaną służbę, za pana czujność i sumienność. I przynosiłem im, cieszyły się, dziękowały, ale leciały od razu do matki. W Val-de-Grace był taki jeden, który chciał się żenić z jedną, może już to zrobił, nie wiem, wtedy właśnie coś mnie podkusiło zejść do tuneli.
KAMILA: kiedy to było?
PHILIBERT ASPAIRT: drugi stróż mi szepnął, a konkretnie mój zmiennik, że w tunelach są nieprzebrane skarby, mieliśmy iść razem, nie poszedł, mówi, idź ty pierwszy, zorientuj się, wrócisz opowiesz i zdecydujemy co dalej
niektórzy mówili, że uciekłem od Elizabeth, w poszukiwaniu lepszego życia, w poszukiwaniu miejsca, w którym nikt przed mną nie był i nie ma go na żadnej mapie, raju. Prawda i nieprawda, szukałem lepszego życia, ale dla mojej Elizabeth, tylko dla niej. I jej córek, które nie były moimi córkami. Tęsknię za tym, za życiem z nią, chciałbym wiedzieć, jak żyje, czy myśli o mnie, siedzę tu tyle lat, przeszło dziesięć
KAMILA: może pan wrócić?
PHILIBERT ASPAIRT: teraz? Gdzie wrócę? Z czym? Niech pani jej przekażę, że tutaj jestem, że żyję i że nie rezygnuję, wciąż szukam dla niej skarbu, tylko tyle
KAMILA: ktoś tu oprócz pana?
PHILIBERT ASPAIRT: nie skąd, na tej głębokości nikt by nie wytrzymał
proszę jeszcze nie odchodzić, proszę poczekać, coś pani opowiem, coś, czego nikt poza mną nie wie. Proszę pani! Proszę przynieść zdjęcie Elizabeth, bardzo panią proszę.albo dobrze pani robi, proszę stąd uciekać
XLI.longlife learning method
KAMILA: królowa Małgorzata de Valois, zwana pieszczotliwie Margot postanawia urządzić przejażdżkę, stacja Franklin D. Roosevelt, tu się zatrzymała. Nieopodal przechadza się królowa Maria Amelia Burbon-Sycylijska
podchodzi czterech mundurowych, zbliżają się na kilka kroków. Nie patrzą na nie, to pewne. Jeden z nich sięga za plecy, tych trzech poprawia broń. Ten jeden, co sięgał za plecy, wysuwa się, tamci zostają z tyłu po bokach, pionki przypuszczające atak na królową
królowa Małgorzata de Valois nie marzy o rzeczach, których nie ma, może dlatego, że dla królowej Małgorzaty de Valois nie ma słowa „nie-ma”, pozostały jej rzeczy, które są, po nie sięga bez oporów, królowa ma pragnienie być jak krzesełko, plastikowe, sięgające łopatek, na zielonej nóżce, którego jedyną rolą jest służyć siedziskiem i oparciem. Krzesło nie odmawia nikomu, nie kaprysi, nie oczekuje podziękowania i służy tej osobie, która na nim siada, opiera but albo kładzie torebkę. Krzesełko w metrze nie oczekuje podziękowania i wdzięczności, nie stawia warunków i nie mnoży trudności. Nie oczekuje bycia w centrum, ale też nie kryguje się, gdy stoi na środku. Gdy stała się krzesłem doskonałym i bezwonnym, mundurowy wyciągnął rękę i podał chusteczkę
ŻANDARM: tout va bien ? Vous avez du sang sur la tempe
[krzesło nie może nie przyjąć chusteczki, gdy ktoś chce je wytrzeć]
ŻANDARM: tout va bien ? T’es sûre ?
[oui, oświadczyła królowa, a cała czwórka spojrzała po sobie i poruszyła się]
ŻANDARM: vos documents, s’il vous plaît
[oui, powtórzyła]
ŻANDARM: documents
[oui, powtórzyła]
ŻANDARM: sortez vos documents, s’il vous plaît
[szach i mat]
KRÓLOWA MARGOT: oui, messieurs
[machnęli ręką. Nie patrzyła na ich plecy w czarnych uniformach, bardziej wojskowych niż urzędniczych, oddaliła się w kierunku stacji Saint-Philippe-du-Roule
stopniowo dołączały persony, im dalej od stacji, tym staranniej dobierając słowa i śmiejąc się, żadnych interesów, żadnych intryg i pretensji
kroczą Aleją Diamentową, Zwierciadlaną, a także Kryształową w kierunku lasów i parków, Parku Miedzianego i Stalowego, fontann i wzgórków. Mijają pałac, wysokie okna wpuszczają dzienne światło, zaś wygięte łuki amfilad pozwalają przejeżdżać nawet piętrowym składom. Skrzydło lewe zawiera Dziedziniec Monarszy, a skrzydło prawe Dziedziniec Marmurowy, na środku dziedziniec najbardziej obszerny zwany Dziedzińcem Zakochanych, z czynnymi kasami dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przepych sadów wydaje się być nie do opisania, jak również nie ma słów na oddanie bogactwa ptaków w ptaszarni i egzemplarzy egzotycznych roślin w pawilonie botanicznym. Zameczek myśliwski odbijający się po wielekroć w geometrycznych jeziorkach i stawach. Do muzeów i galerii prowadzą obszerne schody z kolumnadą po obydwu stronach, szczyt wieńczy obfita zieleń sięgająca nieba. W pojawiającej się mgle do dziś widzę ogrody tarasowe i odbijające się w słońcu fasady. A może to nie fasady, ale klejnoty, ozdoby sukien i płaszczy, wykończenia kapeluszy i koron, błyszczą buty?
w tych butach, sukniach, tych tkaninach, tych ozdobach Hugues Capet, Louis VI le Gros, Louis VIII Lion, Louis X le Hutin, Louis XII le Père du peuple, Louis XVI le Roi-Martyr, Louis XIV le Grand, Louis-Philippe Ier, Louis XV le Bien-Aimé i jeszcze Ludwik XI, XIII, XVIII, w ogóle mnóstwo Ludwików, kilku Karolów, Charles VI le Fol, Charles VII le Victorieux oraz Charles X, a także Henri II i Henri IV le Grand, a przede wszystkim prawdziwy blask bił od królowych, księżnych, regentek i dam. Tłum, a w tłumie Claude de Valois, Constance de Castille, Louise Marie Adélaide Eugènie d’Orléans, Marie Amélie Thérèse de Bourbon, Maria Antonia Josefa Johanna von Österreich, Adèle de Champagne, Blanche de Castille, Isabeau de Bavière, Marie Thérèse d’Autriche, Marie-Thérèse de France. Ludwik Józef Ksawery Franciszek Burbon bawi się w samolot z pobladłą Zofią Heleną Beatrycze Burbon, raczkują Ludwik Filip i Leopold Wiktor Ernest. Ludwik Karol Burbon recytuje wiersze podniosłym głosem. Pochód w kierunku stacji George V zamyka Maria Klementyna Leopoldyna Karolina Klotylda Burbon-Orleańska, nazywana także Klementyną Sachsen-Coburg-Gotha i Klementyną Medycejską, znana z tego, że robiła zaszczyt zupie, którą raczyła popijać, a jak chodziła!, nie poruszywszy ramionami
za nimi podąża facet pchający dywany, nie patrzy w kierunku Kamili]